sobota, 18 maja 2013

Uskrzydlona przyjaźń - rozdział 1


Rozdział 1

Jonghyun siedział samotnie na ławce w parku nieopodal swojej szkoły. Popołudnie było wyjątkowo ciepłe, biorąc pod uwagę, że do lata pozostało trochę czasu. Nikt nie przyzwyczaił się jeszcze do takiej temperatury, więc niejeden szukał schronienia przed drażniącymi promieniami słonecznymi w przeróżnych miejscach. Wiele osób kierowało swoje kroki do owego parku, gdyż tam, z powodu dużej ilości drzew, można było spokojnie odpocząć od męczącej pogody.
Malutki strumyk oraz liczne kolorowe kwiaty i krzewy sprawiały, że miejsce cieszyło się popularnością szczególnie wśród dziewczyn, które kochały takie romantyczne scenerie. W tym momencie ich oczy nie kierowały się jednak na te wszystkie wspaniałe okazy natury, lecz na pewnego, dosyć przystojnego chłopaka, a mianowicie Jjonga, który przykuwał ich spojrzenia dosyć nietypowym zachowaniem. Co chwilę spoglądał na zegarek, jednocześnie mamrocząc coś pod nosem albo wstawał i przeszukiwał okolicę wzrokiem, próbując dostrzec znajomą postać, która miała ocalić go przed śmiercią głodową.

- Key, mój wybawco! Nigdy ci tego nie zapomnę! Przyrzekam na własne bicepsy! – wykrzyczał na cały głos Jonghyun, czym wywołał rozbawienie na zazwyczaj oziębłej twarzy przyjaciela, a na chwilę obecną nawet prywatnego bohatera.
- Nie martw się, nie pozwolę ci o tym zapomnieć. W końcu pomoc divy jest czymś niepowtarzalnym. – odrzekł chłopak, uśmiechając się w samozadowoleniu. Skoro jego drogi Jongi odwoływał się do swoich najcenniejszych i najukochańszych mięśni, musiał stać niemal u progu śmierci. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie wykorzystał tej sytuacji do drobnego podroczenia się. Specjalnie zwolnił kroku, mimo że jeszcze chwilę temu niemal biegł. Postanowił skorzystać z pięknej pogody i przyjrzeć się temu cudownemu (w mniemaniu większości ludzi) parku. Trochę trawy, drzew i wyrośniętych chwastów, które inni mieli w zwyczaju nazywać roślinami.
„Zamiast tego raju do rozmnażania się gryzoni i innych szkodników mogliby wybudować porządne centrum handlowe...” – pomyślał, marszcząc jednocześnie brwi na widok błota, znajdującego się tuż przed nim. Osobiście wolał już nawet najbardziej upalne lato od tego naprzemiennego słońca i deszczu. Nienawidził, gdy pogoda tak szybko się zmieniała, ponieważ miał wówczas duży problem z doborem garderoby. Poza tym pojawiało się wówczas błoto, które wzbudzało u niego wstręt. Chcąc, nie chcąc, musiał zwolnić jeszcze bardziej, by bezpiecznie ominąć to ohydne miejsce. W tym momencie do jego uszu dobiegło głośne westchnienie porządnie już zirytowanego Jonghyuna, co u Key wywołało lekko zdzirowaty uśmiech.
- Coś ci się nie podoba, skarbie? – zapytał akcentując ostatnie słowo i spoglądając na swojego rozmówcę w wyjątkowo niewinny sposób. Tylko on potrafił w ciągu sekundy zmienić wyraz twarzy z grymasu wrednej panienki na kochanego aniołka. Tą umiejętność miał już opanowaną do perfekcji.
- Bummie, proszę cię… Uratuj swojego najwierniejszego przyjaciela, a będę ci oddany aż do starości. – wymamrotał Jong, wstając z ławki i zbliżając się do rozkapryszonej divy.
- No chyba śnisz, jeśli myślisz, że teraz ci pomogę! Czy ty sugerujesz, że ja będę kiedyś stary?! Twoje niedoczekanie! – Kibum odwrócił głowę, nie chcąc patrzeć się na hyunga, by przypadkiem nie roześmiać się na widok jego wkurzonej miny, co oznaczałoby zakończenie tego wspaniałego przedstawienia.
- Jak mogłeś pomyśleć, że mówiłem o tobie? Przecież wszyscy wiedzą, że zawsze pozostaniesz najpiękniejszą osobą na świecie. – wyszeptał starszy chłopak do ucha Key. Kibum skierował swój wzrok na przyjaciela i ku swojemu zdziwieniu nie zobaczył żadnych oznak zdenerwowania, a wręcz przeciwnie, gdyż na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że dobrze się bawi. Odkrycie to sprawiło, że Key nie wytrzymał i cicho roześmiał się pod nosem, dając jednocześnie Jonghyunowi niewielki pakunek.
- Czyżbyś przygotował moje ulubione danie? – zapytał Jong i nie czekając na odpowiedź, rzucił się biegiem w kierunku ławki. Gdy już usiadł, od razu rozpakował otrzymaną paczkę, a jego oczy wręcz błyszczały z szczęścia, gdy spoglądał na jej zawartość. Własnoręcznie przyrządzony posiłek przez jego przyjaciela, można było śmiało porównywać z potrawami w najsmaczniejszych restauracjach.

Key, chcąc mieć lepszy widok na jedzącego Jonghyuna, wszedł na ławkę i usiadł na jej oparciu. Spędzanie czasu przy garach nie należało do jego hobby, ale widząc tą radość na twarzy przyjaciela, odczuwał wielką dumę. Dla jego jednego uśmiechu mógłby spędzić cały dzień w kuchni i nie odczułby nawet odrobiny zmęczenia.
Key tak bardzo pogrążył się w swoich rozmyśleniach, że nie zauważył, kiedy starszy kolega zaczął się mu przyglądać. Gdy w końcu się zorientował, wysłał mu tylko pytające spojrzenie, na co starszy powiedział „Koffam cię, Bummie”. Key, słysząc to, roześmiał się i z uśmiechem odpowiedział:
- Wybacz skarbie, ale nie przyjmuję tak niechlujnych wyznań. A poza tym to oducz się w końcu mówienia z pełną buzią.

Jong już chciał się odezwać, lecz piorunujące spojrzenie Kibuma sprawiło, że postanowił najpierw przełknąć jedzenie, a dopiero później się wypowiedzieć. Młodszy z rozbawieniem obserwował jak Jonghyun usilnie nad czymś myśli podczas przeżuwania posiłku. Gdy zauważył, że usta przyjaciela w końcu są puste, a ten nadal milczy przybrał jeden z swoich najbardziej matczynych uśmiechów i zapytał:
- Co się stało małemu Dino? Czyżbyś postanowił obrazić się na mamusię, bo uczy cię dobrych manier?
- W sumie to nie jest taki zły pomysł – odparł Jong, szczerząc się do Key, ale gdy ten wyciągnął rękę w stronę śniadania z zamiarem zabrania swojej własności, Jjong natychmiast schował je za siebie.
- Tylko żartowałem, Bummie. Nie mógłbym obrazić się na człowieka, który ocalił mnie od śmierci głodowej. A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz, gdy się tak uśmiechasz. Powinieneś przyjmować taki wyraz twarzy przy dziewczynach. Jak nie będziesz którąś zainteresowany, to zawsze możesz skierować ją do mnie. Na pewno ją przyjmę z otwartymi ramionami. – dodał, czochrając włosy Kibuma, po czym wrócił do jedzenia.

Gdyby w tej chwili Jonghyun spojrzał na Key, zobaczyłby w jego oczach pustkę. Nie ból, lecz pustkę. Jeszcze kilka miesięcy temu, cierpienie malowało się na jego twarzy za każdym razem, gdy starszy wspominał o swoich dziewczynach, jednak to już minęło. Teraz chłopak stał się bardziej odporny albo raczej nabrał doświadczenia w aktorstwie. Ten ból, który odczuwa, gdy jego przyjaciel czule opowiada o swojej aktualnej wybrance, przytula się do niej albo całuje na jego oczach, wcale nie zniknął. Staje się coraz silniejszy. Narasta z każdym dniem, wraz z nienawiścią do kobiet, którym Jjong nigdy nie odmawia. Ale jemu by odmówił, bo... jest facetem…
„Czemu one mogą się tak bezczelnie do niego przytulać i całować te cudne usta tylko dlatego, bo urodziły się jako dziewczyny? Przecież jestem seksowniejszy od niejednej z nich! Dlaczego Jonghyun nigdy tego nie dostrzega?! Często mówi o mojej urodzie, a wtedy cieszę się jak ostatni idiota, by za chwilę znów zostać brutalnie sprowadzonym na ziemię, bo mój drogi Jongi porówna mnie do jakiejś swojej byłej. Gdyby wymierzył mi policzek, to z pewnością czułbym się lepiej…”.
To właśnie takie rozmyślenia codziennie zaprzątały głowę Kibuma. Już od dobrego roku wiedział, że jest zakochany w swoim przyjacielu i też od tego czasu cierpiał. Wcześniej w przypływie emocji chciał wyznać mu swoje uczucia, ale na szczęście w porę zorientował się, że to położyłoby kres wszystkim jego relacjom z Jonghyunem. Przecież on nienawidził gejów!

Key stwierdził, że może i lepiej byłoby zakończyć tą przyjaźń. Nawet spróbował, ale… nie wytrzymał bez niego nawet całego dnia. Był już uzależniony od jego dotyku, spojrzeń, żartów, a przede wszystkim głosu. Uwielbiał słuchać jak mówił, a jeszcze bardziej uwielbiał jego śpiew. Bardzo często towarzyszył mu w sali ćwiczeń, gdzie mógł delektować się tymi wspaniałymi dźwiękami. Kochał piosenki romantyczne, w trakcie których wyobrażał sobie, że słowa kierowane są do niego. Po tych najszczęśliwszych momentach jego życia jednak zawsze następowało twarde spotkanie z rzeczywistością, ponieważ Jong musiał mu opowiadać o dziewczynach, dla których napisał te teksty. Teraz już wiedział, że miłość przyniosła mu tylko ból, ale w żaden sposób nie potrafił jej zakończyć. Zdawał sobie sprawę, że życie bez Jonghyuna jako przyjaciela, będzie dla niego niemożliwa, więc zdecydował się ukrywać swoje uczucia i cierpienia z nimi związane. Gdyby chłopak poznał prawdę, oznaczałoby to koniec ich znajomości, a to byłoby dla Key najgorszym rozwiązaniem.

Na szczęście miał kogoś, kto go zawsze wspierał, najlepszego przyjaciela Onew, z którym znał się od urodzenia i który dokładanie wiedział o jego skrywanej miłości. Coś czuł, że dzisiaj również będzie musiał się przy nim wypłakiwać przez ładnych kilka godzin. Ale tym pomartwi się później. Teraz wolał skorzystać z możliwości pozachwycania się siedzącym koło niego Jonghyunem.
Dla Key Jjong przypominał greckiego boga. Uwielbiał patrzeć na te silne ramiona. Najbardziej pociągały go żyłki widoczne na jego przedramieniu przy napinaniu mięśni. Same ręce mógłby podziwiać godzinami, ale przecież była jeszcze twarz. Ta nieziemsko, przystojna twarz. Wystarczyło jedno spojrzenie i uśmiech, by nogi automatycznie się pod nim ugięły. Jjong nigdy nie potrafił kontrolować swojej mimiki, co było dla Kibuma darem niebios. Uwielbiał, gdy jego przyjaciel spoglądał w ten wyzywający, charakterystyczny tylko dla niego sposób. Czasem nawet przypadkowo patrzył tak na niego, przez co serce divy niemal wyskakiwało z piersi.

Po szyi Jonghyuna właśnie spłynęła kropelka potu, na widok czego Key zapomniał o swoich przemyśleniach. Spojrzał w niebo i pomyślał „Boże, dziękuję, że stworzyłeś upały! No i różowy kolor. I jeszcze okulary. No ale przede wszystkim dziękuję za upał.”. Zawsze uważał pot za zło konieczne, ale odkąd zakochał się w tym facecie zupełnie zmienił swoje podejście. Nie było już dla niego nic seksowniejszego niż spocona klatka piersiowa swojego przyjaciela. Zawsze, gdy Jong szedł ćwiczyć mięśnie, Key chętnie zgadzał się go asekurować, tylko dlatego, że starszy chłopak zdejmował wówczas górną część garderoby. To ciało samo w sobie było nieziemskie, a gdy pokrywały się potem, Kibum całkowicie tracił zdolność stania na prostych nogach.
Dodatkowo od jakiegoś czasu Jjong zaczął preferować chodzenie w bokserce, która idealnie podkreślała jego bicepsy. Właśnie tak ubrał się dzisiaj, przez co Key nie mógł oderwać od niego wzroku. I pewnie by nie oderwał, gdyby nie zmusiła go do tego pewna, wybitnie wnerwiająca osoba, czyli Choi Minho we własnej osobie, który nie wiadomo skąd pojawił się za Key.
- Uważaj kotku, byś sobie tych nowych spodni nie zaślinił od samego patrzenia – nowo przybyły wyszeptał cicho na ucho Kibuma, który aż poczuł ciarki na plecach. Kto jak kto, ale ten osobnik zawsze musiał straszyć go nagłym pojawianiem się i głupimi tekstami, których nawet taki mistrz ciętej riposty jak on nie potrafił przebić.
- Spadaj na drzewo ty oślizgła żabo, bo ten kotek zaraz ci wydrapie oczy i sprawi…
- Minho! Kiedy tu przyszedłeś? – przerwał Kibumowi Jong patrząc z zainteresowaniem na przyjaciela.
- Szedłem akurat do szkoły, a tu nagle widzę pewną znajomą, śliniącą się postać, więc musiałem podejść. – odpowiedział spoglądając z litością na Key, który właśnie mordował go spojrzeniem.
- Ej, no! Wypraszam sobie. Jedzenie mojego prywatnego kucharza jest przepyszne, – w tym momencie Jong popatrzył się z uśmiechem na Kibuma, który był jednak zbyt zajęty przeklinaniem pod nosem, by to zauważyć – ale umiem jeszcze kontrolować proces wydzielania śliny!
- Nie wątpię... Mogę spróbować tych przysmaków? – zapytał, unosząc brwi i jednocześnie siadając między Jjongiem a Key.
- Jas…
- No chyba w snach! Tobie to mogę co najwyżej dać resztki, które wyrzygał pies sąsiadki! I przestań się tak rozpychać na tej ławce! – wykrzyczał porządnie zdenerwowany Kibum. Nienawidził tego żabola. Nawet nie potrafił się zwracać do niego po imieniu.
Zawsze szwendał się przy Jonghyunie, co doprowadzało go do białej gorączki. W dodatku Jjong, nie wiadomo dlaczego, ale szanował i cenił zdanie tego idioty. Przez całe gimnazjum Jonghyun przyjaźnił się tylko z Key, ale teraz pojawił się szanowny pan Choi i przewrócił życie divy do góry nogami. Co gorsza ta wredna jaszczurka (jak nazywał go Key) zauważyła, jakimi uczuciami darzy ich wspólnego przyjaciela, ale mimo wszystko zachowała tą wiedzę dla siebie. Kibum doszedł do wniosku, że Minho po prostu uważa, że obserwowanie jego cierpienia i codzienne docinki są znacznie bardziej zabawne, niż wyjawienie prawdy Jongowi.
Kibum nienawidził Choi również dlatego, że ten zawsze podsuwał Jonghyunowi laski. Key dobrze wiedział, że specjalnie robi to przy nim, by jeszcze bardziej go wkurzyć. O ile to było w ogóle możliwe.

Młodszy Kim postanowił jednak, że dzisiaj nie da się już sprowokować tej żabie, która właśnie pokazywała Jongowi zdjęcia jakiejś panienki, czochrając jednocześnie włosy Key. Oczywiście od razu zrzucił jego rękę, jednak wtedy jego uwagę przykuły palce Minho, które wydawały się mu naprawdę śliczne... Takie długie i zgrabne… W rzeczywistości Choi był naprawdę przystojnym facetem. Umięśniony, szczupły, wysoki, o charyzmatycznym spojrzeniu i cudnych miękkich włosach. Pewnie nawet spodobałby się Kibumowi, gdyby nie to, że miał ochotę go zamordować średnio 360 razy na dobę. No i pod warunkiem, że ten by się nie odzywał i nie uśmiechał szyderczo, bo wtedy cały jego czar pryskał. Dalsze rozmyślenia przerwał Jong, który właśnie pokazywał Kibumowi zdjęcie jakiejś dziewczyny i domagał się wyrażenia opinii. Key nawet na nie spojrzał. Wystarczyło, że widział zarozumiały uśmieszek Choi, by jego wkurzenie osiągnęło maksymalny poziom.

- Jeśli ci się podoba, to powiedz, a obiecuję, że załatwię ci randkę, mój biedny Kibumku. – słysząc te słowa z ust Choi, Key nie wytrzymał, wstał z ławki i krzycząc na cały głos, że ma ich w poważaniu i że w końcu przez nich oszaleje. Wkurzony całą ta sytuacją, nie miał nawet siły iść na próbę do zbliżającego się występu szkolnego. Miał dość Minho i nie chciał go już nigdy więcej widzieć. Był też zły sam na siebie, że znowu dał się sprowokować i teraz przez takiego idiotę po raz kolejny opuszcza zajęcia tańca.

Musiał się uspokoić, bo w tej chwili mógłby zamordować każdego, kto tylko stanąłby mu na drodze. Potrzebował spotkania z Onew. To jedyna osoba, która zawsze go rozumiała i szczerze pragnęła pomóc. Wolał przebywać z nim, niż iść do siebie, mimo że mieszkał zaraz koło niego. Droga do przyjaciela powinna zająć mu niecałe 10 minut. Nie miał zamiaru dzwonić i informować o swojej wizycie, ponieważ Onew zazwyczaj siedział w domu. Jinki nigdy nie lubił wychodzić, gdy nie było takiej potrzeby.

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam to tak z ciekawości i już się wciągnęłam.W ogóle fajnie to wszystko opisujesz.Aż oko się cieszy czytając to.Zaczyna się ciekawie,wiec idę czytać dalej keke ^^
    (tak wiem moje komentarze nie są twórcze xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tam. :D Mi się bardzo podobają i się z nich cieszę.^^

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba :) Od razu lecę do 2 rozdziału <333333333
    Zobaczymy co się stanie z biednym Key'em ^ ^ moja ciekawość jest nieposkromiona XD <3333333333333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Ile serduszek. O.O Taką mam radochę, że znowu Ci się spodobało, ale nieco żałuję, że zaczynasz od najstarszych fików. :P Z tych nowszych jestem znacznie bardziej zadowolona. Mimo wszystko mam nadzieję, że uskrzydlona przyjaźń również Ci się spodoba.^^

      Usuń
    2. Nie martw się, już zabieram się za te najnowsze ^ ^ nie mogę niczego przegapić <33333333

      Usuń
  3. zajeiste. <3 wreszcie po długich poszukiwaniach, cos dobrze i sensownie napisanego, a nie jakiś chłam. bardzo mi sie podoba. hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.^^

      Usuń
  4. A co to takie.
    Biedny Key.
    Wredny Minho.
    Aż mi się zachciało jeść.
    Jejku, czemu uwielbiam takie postaci jak wkurzony Key x33

    OdpowiedzUsuń